18 lutego 2004, 19:45
Czy już faktycznie wracam do równowagi? Zobaczę jeszcze jutro... dosłownie, nic mi się nie chce. A jutro Tłusty Czwartek!
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
Czy już faktycznie wracam do równowagi? Zobaczę jeszcze jutro... dosłownie, nic mi się nie chce. A jutro Tłusty Czwartek!
Wczoraj, dla złapania oddechu, pojechałem sobie do stolicy. Wstąpilem do ojczyma, porozmawialiśmy. Potrzebne mi to było. Dziś natomiast, przeczytałem sobie w WITAJ-u sentencję: Kiedy nie wiesz, co zrobić, uśmiechnij się. No uśmiechnę się, ale czy to pomoże?
Odpuściły bo nie chcialem napisać, że puściły. Napięcie non-stop, nawet we śnie, od ubiegłej soboty. Wreszcie powinien zawitać spokój. Może zajmę się wykończeniem strony, uporządkuję linki, o! już wiem, zrobię je wg. analfabetu.
Wróciłem właśnie do domu z chorym synem. Zachcialo mu się na basen... skutek - zapalenie oskrzeli; dla niego schorzenie poważne. Biedaczysko taty potrzebował. Nic to, leki stawiają już go na nogi po wizycie lekarskiej i kontroli u znajomej pani doktor. Szkoda mi tylko tej kawy, trafiłbym na nią, dalibóg!
Wróciłem do domu i od początku gryzę się, co robić?, czy warto, co to da? Zawiści i plotek przecież nie zlikwiduję.
Za oknem śnieg sypie. Nie dość kłopotów już mam, to jeszcze jeden przybył. Zaraz wychodzę by pilnie jechać do Radomia. Do i po syna. Sprawa musi poczekać chociaż jest piekielnie pilna. Pocieszam się, że co się odwlecze , to nie uciecze. A prok. będzie i tak miał "robotę".