20 listopada 2003, 18:50
Wywołałem burzę, dalibóg nie chciałem!
Odezwałem się,
może i nie w temacie będąc.
A wkurzać naprawdę nikogo nie chciałem....
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Wywołałem burzę, dalibóg nie chciałem!
Odezwałem się,
może i nie w temacie będąc.
A wkurzać naprawdę nikogo nie chciałem....
No, dziś inaczej dzień się kończy. Zakończyłm projekt prospektu stowarzyszenia i odebrałem 3 maile Jeden z nich, eh ulżyło. Ale znowu Women bez netu...
Zaczeło się od wylania resztek krupniku do zlewozmywaka. Nie zrobiły tego, ani dzieci ani ja... gdzie rozum, no gdzie?! Zlewozmywak się zapchał, miał takie prawo, przy takiej treści;
- Zrób coś - usłyszałem - bo zmywać nie mogę...
Na początku wydawało się, że sprawa prosta- odkręcić syfon i po krzyku – kilka minut pracy... Zabrałem się do tego zaraz, bo miałem inne jeszcze rzeczy do zrobienia. I teraz dopiero się zaczęło.
Okazało się, że część krupnikowych ingrediencji dostała się już do rury odpływowej, dość głęboko. Tu już zaczęła ogarniać mnie wściekłość; nie dość, że rura, to jeszcze podgadywanie
– A rób, zrób, a szybko...
- Szybko to wylał się krupnik...
Dostępnymi środkami zacząłem udrażniać tą nieszczęsną rurę.
Na początek, cienka modelarska listewka; metr długości - okazało się za mało. Ziemniaczki utkwiły głębiej. Przypomniałem sobie, że w piwnicy leży stalowy drut – może starczy! Poszedłem po niego. Czas mijał.... złość rosła...
Koniec drutu zwinąłem w spiralę i zacząłem przeciskanie – jakiś opór; drut do tyłu, z powrotem do przodu, tak na przemian. Wreszcie jest! - oczekiwane bulgotanie w nieszczęsnej rurze.
- No to koniec – pomyślałem – skręcając odpływ zlewozmywaka.
Jeszcze sprawdzenie, czy „wszystko gra”; w porządku – woda odpływa. Miało być kilka minut a minęła godzina... Poszedłem do łazienki umyć się ....
Łazienka... „pływa” w tłustej mazi resztek pokrupnikowych ... Na ten widok rodzinka przezornie umknęła... Porządnie już wkurzony , na siebie też, zbierać zacząłem wszystko z podłogi, szybko by do sąsiadów nie przeciekło. Jeszcze może miałbym im malowanie robić? O nie!...
Doszło do mnie, że przeciskając drut, mogłem uszkodzić rurę odpływu zlewozmywaka łączącą się przez ścianę z pionem w łazience. Ba, ale w którym miejscu?! Odsunąłem wszystko co możliwe – na oko, rura cała. Puszczam wodę – przeciek jest, ki diabeł, skąd on ? Ponowne wycieranie podłogi. Eureka! Jest przyczyna! Koniec rury wysunął się z kolanka w pionie. Uf, kilka silniejszych ruchów i rura jest już na swoim miejscu . Nareszcie .
Bezmyślność pochłonęła mi, w sumie, dwie i pół godziny.... Już na nic nie miałem ochoty.
Śnieg i deszcz , razem lub osobno przez caluśki dzionek. Po południu trochę przestało i do domu wróciłem "sucho". Dla oddechu wpadłem, no jasne, do blogów. Tak jakoś bezwienie otworzyłem archiwum jednego, zacząłem czytać, miesiąc po miesiącu i ...nie wiem jak określić stan , w jakim się znalazłem. Toż moje problemy rodzinne, z chorym synem czy, powiedzmy, zawodowe to "pryszcz". Uległem chyba jakiemuś stanowi wstrząsu wewnętrznego. No bo jak porównać problemy kruchej istoty, zapewne samej w "obcym" mieście ,borykającej się z chorobami najbliższych, z pracą, dziećmi? Przy tym wszystkim zachowującej pogodę ducha, życzliwej i gotowej pomagać innym!
Chylę przed nią czoła!
Strona się odblokowała; trzeba było tylko zrestartować komputer. Za oknem pada non-stop deszcz ze śniegiem ale to podobno "szczegół". Zmokłem dokładnie idąc do RUDIXA po prowiant dla ....
A w ogóle to byłoby sporo do napisania ale ta wena jednak mnie opuściła. Niedobra ona i już.