02 lutego 2005, 16:22
Jak to kruk kanar(k)a przerobił na...
Wczoraj odebrałem ze szkoły młodego zaświadczenie uprawniające mnie, jako opiekuna ucznia niepełnosprawnego, do bezpłatnych przejazdów w komunikacji miejskiej...
Dziś rano jadę sobie do pracy...
Poproszę bilet do kontoli – dość opryskliwy w tonie głos wyrwał mnie z letargu.
Ale nie mam, nie... - zacząłem odpowiadać ale nie dając dokończyć, odzywa się dalej
W takim razie dowód proszę, mandat wypiszemy...
Ożesz ty – pomyślałem poirytowany już lekko
Nic panu do mojego dowodu, nawet go nie mam przy sobie.I mandatu nie przyjmę.
To... -zaczął ale nie dałem mu skończyć
Zaświadczenie wystarczy ? - pytam, jednocześnie wyciągam je z kieszeni i podaję.
Wziął kanar(ek) pismo do ręki,czyta.Trwa to chwilkę.
Trzeba było mówić od razu...
Trzeba było dać mi dojść do słowa a nie mandatami straszyć!- odpowiedziałem zabierając papier.
W autobusie, dotychczasowych gapiów ogarnął tłumiony śmiech.Akurat dojeżdżaliśmy do przystanku; skonfudowany kanar(ek) wysiadł z autobusu, jakby zapominając po co wsiadał do niego...
A tak na marginesie to miałem nijakie szczęście bo też (wstyd się przyznać!) często bez biletu jeździłem, na „gapę”...