Archiwum 17 marca 2004


Kruku, do tablicy!
Autor: kruk9
17 marca 2004, 10:43


Niespodziewanie dla samego siebie, wywołałem Kaas do tablicy swoim komentarzem. Dla równowagi, sam teraz staję.

Pisząc komentarz, zgadzałem się z przesłaniem notki. Tyle tylko, że chciałem zasygnalizować relacje, kogo jest więcej, tych co wiedzą jak ułożyć swe życie czy „świrusów”. W moim przekonaniu, nie jest tak bardzo źle. A jednoznacznej odpowiedzi nie ma.

Staram się pamiętać o „odwiecznym” konflikcie pokoleń, gdzie kanonem było i jest pytanie „Jaka jest ta dzisiejsza młodzież?” /odpowiedź w domyśle – zła/ i skłonności do generalizowania. Z czasów mojej młodości, pamiętam „święte” oburzenie na powstające nowe nurty w muzyce, na modę itp. Przecież my, nasze pokolenie zachowywało się inaczej niż nasi rodzice, dziadkowie. Dzisiejszych świrusów porównał bym do „dzieci-kwiatów” z lat 60 i 70 . Dlatego napisałem, że „ ... ten jeden nie jest osamotniony a świrusów nie jest zbyt wiele”. I wśród tych dzisiejszych, są ludzie wartościowi.

Studia. W komentarzu miałem na myśli licencjackie. Tu jest kuźnia pseudofachowców . Ale, jak napisałem wyżej, nie można generalizować. Nie można widzieć wyłącznie jednej strony – studentów. Przecież są jeszcze wykładowcy. To przecież od nich zależy jakich będziemy mieli fachowców. To oni kreują poziom kształcenia. To oni /pośrednio/ decydują, czy studia są dla „papieru” - dyplomu, czy dla podniesienia swojej wiedzy, poszerzenia horyzontów myślowych. W równym stopniu dotyczy to też studiów magisterskich.

I w tym kontekście nie rozgraniczałbym tych dziennych od zaocznych. No cóż i tu na blogu mamy byłego studenta zaocznego, piszącego obecnie rozprawę doktorską, i byłego studenta, też zaocznego, który nie wyobrażał sobie jechać na zajęcia bez przygotowania. A to wymagało niebagatelnego wysiłku. To wszystko zależy od tego, kto jaki cel sobie postawi. I student i wykładowca; - chcę posiąść wiedzę – chcę jak najlepiej, najpełniej wiedzę przekazać.

I jeszcze problem „kasy”. Zgodzę się, że są ci co „kupują” studia i kończą je bez wysiłku. To ich wizerunek skłonił mnie do zapisu o „zejściu na psy”. Ale pamiętajmy, są też ci, co nie mając go w nadmiarze, znają wartość pieniądza i wydają go rozsądnie.