15 stycznia 2005, 18:33
...Rozmowa nigdy nie może być zbędna. Fakt, dogadać to my od dawna już się nie możemy ale nie z powodu tego, że „wstaję, odchodzę”... Nie przeczę, że tak to może wyglądać ale spójrz na problem też z innej, swojej strony. Jeżeli wstaję i odchodzę to przecież nie bez powodu... Ileż razy można słuchać o jednej i tej samej sprawie... bez szans na konkrety. Ileż można wysłuchiwać pretensji, o coś tam, na co nie mam, nie miałem absolutnie żadnego wpływu... Czy to ma być rozmowa? Czy można nazwać rozmową wymianę zdań, w której argumenty interlokutora nie są brane pod uwagę, wogóle o nie nie chodzi !? ...
(fragment listu... ciąg dalszy nastąpi?)